Komorowski czy Duda, uda się czy nie uda

Czy rak, czy ryba, durak kandyba – taka głupia rymowanka przykleiła się do mnie w powyborczy poniedziałek, gdy okazało się, że jednak Duda. Czy rak czy Duda, wsio ryba – dopowiedziałam sobie pointę. Czym różnią się obaj kandydaci? Duda chce karać więzieniem lub utratą uprawnień do wykonywania zawodu lekarzy wykonujących zabiegi in vitro (ekskomunika to za mało), Komorowski zaś na spotkaniu z łódzkimi środowiskami kobiecymi na całą Polskę oświadczył, że in vitro to trudna i kontrowersyjna kwestia, którą należy pozostawić własnemu sumieniu. Zresztą, po zderzeniu się z wynikiem pierwszej tury z pewnością nie zaryzykuje już tak „liberalnej” deklaracji.

To samo spotkanie (na którym m. in. komplementował też nieco seksistowsko feminizację Łodzi i podkreślił, że on sam oczywiście nie miał żadnych problemów ze spłodzeniem piątki swoich dzieci) zaczął jednak od stwierdzenia, że fundamentem polskiej zgody jest tak zwany kompromis aborcyjny. To samo powtarzała wyborcom pierwsza dama.

Nikt temu otwarcie nie zaprzeczy. Kłamstwo o rzekomym kompromisie aborcyjnym jest wejściówką do świata polityki. Wszyscy kandydaci milczą o aborcji. Zapłodnienie in vitro jest jedynym tematem związanym z prawami reprodukcyjnymi dopuszczalnym w debacie publicznej, i to tej „kontrowersyjnej”. Wszyscy milczą o prawach osób LGBTQ. Nawet nie zająkną się na temat religii w szkole, nie zdejmą krzyża w Sejmie ani w pałacu prezydenckim. Jedyne komunikaty w tych tematach, które docierają do wyborców, to kłamstwa o rzekomej zgodzie zawartej gdzieś na górze, co skutecznie wyklucza inaczej myślących z jakiegokolwiek politycznego działania. Nawet w formie oddania głosu w wyborach.

W wyborach w 1989 roku, by zdobyć głosy wyborców, wystarczyło mieć zdjęcie z Wałęsą. Dziesięć lat później trzeba było mieć zdjęcie z papieżem, w wyborach prezydenckich w 2000 roku miał je zarówno post-solidarnościowy Marian Krzaklewski, jak i post-PZPRowski Aleksander Kwaśniewski. Jolanta Kwaśniewska przekonywała, że „nasza rodzina kieruje się w życiu Dekalogiem”, co było kampanijnym majstersztykiem. W 2015 nie ma już Jana Pawła II. Kandydaci ścigają się o to, kto będzie świętszy od papieża. Jedynie Janusz Palikot próbował się niegdyś wyłamać z zaklętego kręgu tronu z ołtarzem, nie przyniosło mu to jednak sukcesu. Paweł Kukiz śpiewał kiedyś, że ZChN zbliża się, ale mu się odwróciło.

Wyborcza obietnica intronizacji Chrystusa Króla złożona przez Grzegorza Brauna była nie do przeskoczenia. Wszyscy kandydaci jednak próbowali, odmieniając zawsze na wszelkie sposoby mantrę „polska rodzina”, co w sumie wydaje się niegroźne przy antysemickim „nie dla żydowskich roszczeń” i homofobicznym „stop sodomii”. Każdy wyborca wie, że polska rodzina to chłopak i dziewczyna, ale jak urodzi im się dziecko, to ich prywatna sprawa i polityki prorodzinnej przecież nie będziemy im fundować. Aborcja zresztą też jest prywatną sprawą, o ile mamy kasę i robimy to dyskretnie. Polska przedmurzem chrześcijaństwa jest od wieków, dzielnie walczącym z islamskim terroryzmem. Będziemy do ostatniej kropli krwi bronić przed prawem szariatu mieszkańców Iraku, Afganistanu i kolejnych krajów. (I znów nie starczy na alimenty, zasiłki czy leczenie waszych dzieci).

Szczerze zazdroszczę wyborcom, którzy w tym zestawie znaleźli choć jedną obietnicę, na którą czekali, i mieli na kogo oddać swój głos. Spotkałam nawet w powyborczy poniedziałek panią, która głosowała na tego naszego, z gór, i nie rozumie tych, co narzekają, bo potrzebny nam porządny prezydent, jak w Rosji. Tamten do łagrów wsadzał, ale był porządek.

Od 1993 roku czekam na wyborczą obietnicę zniesienia zakazu aborcji, wprowadzenia związków partnerskich i realnej świeckości państwa. W ostatnich wyborach parlamentarnych głosowałam na Wandę Nowicką, specjalnie pojechałam głosować w innym okręgu. W prezydenckich głosowałabym na Annę Grodzką lub Wandę Nowicką – no cóż, obydwu zabrakło naszego wsparcia w rejestracji. No i jest jeszcze Robert Biedroń, ale on wybrał rolę prezydenta Słupska – zapewne też na skutek zmierzenia się z sejmowymi wiatrakami. Więc w obecnych wyborach znów skreślam wszystkich kandydatów, choć przestaję mieć nadzieję, że to coś zmieni.

No, chyba, że wystartuję w 2020. Pomożecie zebrać podpisy i kasę?

Iza Desperak