Posłanka Pawłowicz tak nas wkurzyła, spożywając w sejmie sałatkę, że musimy dać temu wyraz. Nie lubimy tej baby przecie. Klikamy kolejne memy, niespecjalnie przejmując się, że niektóre komentarze są wyraźnie seksistowskie. Tak mamy, Pawłowicz nas obraża, my obrażamy ją.
Niektórych obraża publiczne jedzenie. Jednak w sejmie i – szerzej – w polityce dzieje się parę rzeczy nieco bardziej doniosłych, i jakoś nam w tym zbiorowym oburzeniu umknęły. Mnie na przykład oburzyła wypowiedź pewnego posła, zrzucającego odpowiedzialność za blokowanie konwencji antyprzemocowej na samych wyborców, i wyborczynie, niezbyt uparcie dopominających się jej ratyfikacji od posłów.
Fajnie dowalić posłance za jedzenie podczas obrad sejmu. Jakoś mniej liczą się ci, co nie jedzą. Chyba nie bardzo wiemy, co tam robią, no chyba że odburkną coś posłance. A oni tam siedzą i naciskają przyciski, proszę państwa. I decydują, że nie będzie w tym kraju poparcia dla konwencji przeciwko przemocy wobec kobiet. I że nie będziemy rozmawiać o związkach partnerskich. Ile memów z nazwiskami posłów blokujących oba tematy w sejmie polubiliście i polubiłyście na fejsbuku?
Parę lat temu „zgrzewaliśmy” się z Renaty Beger, co to lubi seks jak koń owies. Albo nie lubiliśmy zbiorowo Elżbiety Radziszewskiej, zwanej pogardliwie Radzią. Jeszcze przedtem żenowała nas Elżbieta Kruk w stanie po spożyciu. Albo bohaterki filmu „Zawód posłanka”. Co mają wspólnego te panie? Ano to, że są paniami.
Panowie mają więcej klasy. Spożywają nie sałatki na sali obrad, ale porządne treściwie posiłki gdzie indziej. Nie wpadają na obrady nieświeżo po wczorajszych imieninach, a jeśli nawet im się to zdarza, to kamera i tak zarejestruje pijaną koleżankę. Pijany poseł? A co to za temat dla mediów, norma, panie.
Nawet jak im się wymknie grube słowo, to dowiemy się o tym z nielegalnego podsłuchu, a nie ze stenogramu sejmowego. Nawet jak ich żony rozrabiały nieco w samolocie tanich linii, oni są nieposzlakowani. Nadużyli publicznych funduszy? Spoko, już oddają. Gdzie totalne potępienie ze strony żądnych krwi internautów? No cóż, wszyscy przewalamy jakieś delegacje, diety czy kilometrówki, gdyby nie te żony by im się upiekło. No i facetowi coś się od życia należy. Pijące wniesiony alkohol w Ryanairze żony polityków, spożywająca sałatkę posłanka Pawłowicz czy mówiąca otwarcie o seksie Renata Beger to kobiety, które można i trzeba ośmieszyć. Z facetów możemy się co najwyżej pośmiać.
A sejm miele jak mielił, ustawę za ustawę, tylko nie to, co byście chcieli i chciały. Linkując kolejne zabawne cytaty z Pawłowicz zapominamy, że mieliśmy sprawdzić, co z realizacją obietnic wyborczych, i czy wreszcie zajęli się tym, co ważne dla nas. No jasne, że nie zajmą się przemocą wobec kobiet czy związkami osób jednej płci, bo mają co innego do roboty. Na przykład rytualne utarczki z Pawłowicz.
Poseł Pawłowicz jest dla nich cenna. Uosabia w sobie całe zło PiSu, konserwatystów i moherów. W zestawieniu z jej talentem retorycznym bledną osiągnięcia PO – a raczej ich milczenie w kluczowych dla wyborców sprawach. Złą Pawłowicz trzeba pogrążyć by uratować wszechświat – niesie się Internetami. W sejmie zaś bez zmian: nie ma mowy nie tylko o zniesieniu zakazu aborcji, ale nawet o zniesieniu obowiązku meldunkowego. Nie udało się przez lat kilkanaście przegłosować równego statusu kobiet i mężczyzn, i pewnie jeszcze paru innych ważkich rzeczy – no to lu, w Pawłowicz. A co, nie można?
Zdaje się, że ubocznym skutkiem walki o parytety, kwoty czy po prostu zwiększenie udziału kobiet w polityce są takie Pawłowicz, Beger, Kruk, i inne, które służą ośmieszaniu kobiet w roli polityczek. Powinny dostać medal od kolegów, a nie baty od wyborców. Pełnią gigantyczną rolę już nie chłopców, i już nie dziewczynek nawet, ale kobiet do bicia. No bo kobiecie to łatwo przywalić, taki sport narodowy.
Iza Desperak