Przejdę od razu do rzeczy i zdradzę wam, co robiłam lalkom, gdy byłam mała. Otóż dorabiałam im coś, co moim zdaniem powinno TAM być. Jako dziewczynka nie miałam z tym większego problemu, wystarczyło zgrabne nacięcie. Przy odrobinie pomysłowości moje lalki robiły siusiu. Moja ówczesna wiedza nie podpowiadała mi innych zastosowań tego, o czym wtedy nie wiedziałam, że nazywa się „genitalia”. Nie robiłam tego jakoś w ukryciu, ale to, że nikt z dorosłych nie skomentował mej innowacji, też było swoistym komentarzem.
Zauważyłyście_liście, że lalki w ogóle nie mają genitaliów? Nie ma ich nawet uważana za symbol seksu Barbie, nie ma ich Ken, nie ma też miś Colargol, co ktoś przytomnie wychwycił. Czy nie wydaje się wam, że to wielki światowy spisek, w którym niechcący uczestniczycie, choćby milcząco?
W średniowieczu debatowano o płci aniołów: zasadniczo pozbawione są one na świętych obrazkach genitaliów, a poza tym szczelnie okryte szatą. Dziecięce amorki na plafonach niby płci nie mają, choć jak im się dobrze przyjrzeć, wyglądają na dziewczynki albo chłopców, i gdyby malarz ujął ich z innej strony, coś byłoby widać. Współczesne lalki nie mają TAM nic! Z wyjątkiem dmuchanych lalek, które służą dorosłym – one mają genitalia, zarówno żeńskie jak i męskie, odwzorowane jak najstaranniej.
Dlaczego dzieciom kupuje się zabawki? By się rozwijały (i nauczyły bawić się same i dały odetchnąć dorosłym). Dlaczego lalki nie mają genitaliów i czego to ma uczyć dzieci? Nie mam pojęcia, ale mnie to niepokoi, i to od wczesnego dziecięctwa, jak widać.
Moje dziecięce operacje na lalkach musiały być elementem półświadomej gry. Nie wiem, czy inne dziewczynki tak się bawiły, bo pierwsze zabawy lalkami już z koleżankami nastąpiły w moim przypadku dużo później, już w podstawówce, u koleżanki, która miała Barbie. Miałyśmy po osiem lat. Gdy miałam dziesięć, urodził się mój braciszek, i nie było to pierwsze dziecko, które widziałam na golaska. Rodzice kupili mi też wtedy wspaniałą lalkę, i jej już jakoś nie chciało mi się „operować”.
Mój wnuczek ma rok i miesiąc. Chcę mu kupić lalkę, by nauczył się czegoś o sobie i świecie, zanim dostanie pierwszy pistolet (bo ktoś mu go w końcu kupi). Nie wiem, kiedy odkryje, że nie wszystkie dzieci w żłobku mają siusiaka, i nie wiem, kiedy dowie się, że to bardzo ważne. Absolutnie nie chcę zafundować mu lalki podobnej do niego i innych dzidzi, z rączkami i nóżkami jednocześnie nie mającej nic w kroczu. Nawet małe i na pozór niewiele rozumiejące ze świata dziecko otrzymuje bowiem wraz z lalką potężny przekaz socjalizacyjny, że z genitaliami jest coś nie tak. I przekaz ten działa, po coś przecież producenci te lalki kastrują. To pierwszy przekaz ukrytego programu edukacji seksualnej: coś z tym jest nie tak. Albo coś z tobą jest nie tak, bo nie wyglądasz jak lalka. A rodzice i pani udają, że nie ma sprawy, starannie unikając tego tematu, choć mama i tata poświęcają dużo czasu i uwagi twoim intymnym miejscom przewijając, pudrując, i podczas kąpieli, i podczas wycierania do sucha.
Osławiony podział na różowe i niebieskie, opisana wielokrotnie Barbie i jej młodsze koleżanki nie niosą tak dramatycznego przekazu jak „anielskie” lalki z bezpłciowym kroczem. A wnuczek i tak nie dostatnie plastikowego dzidziusia z malutkim siusiakiem, bo zabawka przeznaczona jest dla dzieci powyżej drugiego roku życia.
Iza Desperak
Korekta: Szpro